Taki jestem.

Taki jestem.
Lubię spanie i godzinę świni (dziś już miałem).

niedziela, 18 grudnia 2011

Świąteczne porządki

Przez kilka dni nie mogłem rozgryźć zagadki - wcześniej w trakcie godziny świni, wykonując dzikim pędem rundki po mieszkaniu, zgrabnie się odbijałem od oparcia sofy i grzałem z powrotem do przedpokoju, tam waliłem główką z rozpędu w drzwi i zawracałem znowu do salonu. Teraz od niczego się nie odbijam, bo jakoś mam dużo miejsca na środku pokoju na nawrotkę. W końcu skumałem, że przemeblowanie było. Poprzednio było trochę lepiej, łatwiej było mi się do kaloryfera przytulić. No ale okej, niech będzie. Póki co nie mam siły na przestawianie kanapy na jej stare miejsce, ale kto wie, jak będę miał wolniejsze popołudnie, to zobaczę, co się da zrobić.

Zostałem wczoraj sam w jak nigdy posprzątanym, błyszczącym domu. Nieswojo się czułem bez swojskiego rozgardiaszu. Trochę pokombinowałem i się okazało, że z ustawionej w nowym miejscu sofy jest bardzo dobry dostęp do stołu. A na stole? Kochani Państwo!! Chyba mi chcieli wynagrodzić brak koninki przez ostatnie dwa dni - czternaście lukrowanych muffinów!!!!!!! Temu czternastemu ledwie dałem radę. Brzuszek mi się potem niepewny zrobił, więc musiałem wziąć coś na trawienie - a że nalewka w lodówce, a lodówki też jeszcze nie potrafię otwierać, to postanowiłem tradycyjnym sposobem - celulozą. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Wyjątkowo smakowita ta celuloza była w dniu wczorajszym, cała w mikołajki i choinki. Podobno prezenty w tym roku w związku z tym niezapakowane będą. Podobno to jest dramat jakiś.

Zachodzę w głowę, dlaczego Pańci nic z tej przedświątecznej atmosfery miłości do bliźniego się nie udzieliło - od dobrych kilku kwadransów muszę oglądać świat przez kraty. Oraz wysłuchiwać lżenia, że jestem skunksem i mendą. Podobno rzadko się zdarza, żeby w domu był aż taki porządek, a tu teraz lukier wbity w podłogę. Wyśmiała mnie też, jak próbowałem ugryźć tę olukrzoną podłogę. Nie będę głośno mówić, co o tym myślę, bo w skrytości ducha jednak liczę na jakiś skromny, choćby niezapakowany prezent.

Kilka obrazków z mego życia:

Tutaj jem kostkę, zawsze jestem CZUJNY, nawet jedząc kostkę, więc jestem gotowy do skoku w każdej chwili:

A tutaj moja piękna, krokodyla paszczęka, która wzbudza taki popłoch w Żurawińcu. A tak sobie słodko patrzę! Jakiś czas temu napotkany pan zabrał w popłochu swoje dzieci na drugą stronę ścieżki, nerwowo i BARDZO GŁOŚNO im wyjaśniając, że takie pieski zjadają dzieci. Popatrzyłem na niego z politowaniem, odwróciłem się tyłkiem i majestatycznie się oddaliłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz