Taki jestem.

Taki jestem.
Lubię spanie i godzinę świni (dziś już miałem).

sobota, 19 listopada 2011

Kaczka dziwaczka

Zjadłem następną obrożę. Juuhuuu! Została mi jeszcze klamerka, ale jak ją wystarczająco długo posmoktam, to może się rozpuści. Kocham smoktać, z wrażenia aż dostaję ślinotoku. Dostałem zamiast smyczy łańcuszek, niektórzy ponoć robią zakłady, czy łańcuszek też zjem.

Dziś rano wziąłem delikatnie do pyszczka pendrajwa, chciałem się podłączyć do komputera i doładować pamięć, ale Pańcia mnie przyłapała i zabrała.

Poza krótkimi połączeniami z internetem dłuższe surfowanie mnie nuży:


Ogólnie sam nie wiem dlaczego, ale ostatnio jestem dość spokojny, jak kwiat lotosu niemalże. Pańcia mnie błogosławi, ostatnio prawie mi z wdzięczności kupiła kwiaty. Ale potem zjadłem jej rękawiczkę i nie ma w czym jechać do Szwecji, więc kwiatów ostatecznie nie dostałem. Maybe later.

Często się ostatnio zamyślam i jestem trochę roztargniony. Bywa że się zamyślam na tak długą chwilę, że aż w końcu zasypiam na pół-stojąco i potem nagle leżę.

Dziś biegałem sobie chyżo po ogródku, aż tu nagle ujrzałem przez okno sąsiadów jedzących obiad - licząc na jakąś spółę, usiadłem jak to mam w zwyczaju w pozycji proszącej. Zauważyli mnie, ale wyśmiali. (??!!)

Mimo wszystko uprzejmie, lecz zdecydowanie proszę, żeby mnie nie nazywać:

dziwadłem (Pańcia)

bulterierozą (Pańcio)

PS. A tak wyglądam, jak sobie włożę orzeszki pod górną wargę:

niedziela, 13 listopada 2011

Taki jestem zimny drań

Tak się rozkosznie wylegiwałem ostatnio w Fastach, ujmując wszystkich uroczym ach jakże uroczym wyrazem twarzy. Najpierw wprawdzie musiałem w samochodzie spędzić jakieś osiem godzin, ale szum silnika tak mnie uspokaja, że zasypiam po około minucie, potem się budzę w stolicy, oglądając to urocze miasto przez szybę auta, ten widok mnie jednak dość szybko nuży, bo znowu zasypiam i budzę się już w okolicach Białegostoku. Muszę przyznać, że od kiedy zjadłem szelki samochodowe, jeździ się trochę mniej wygodnie, obróżka obciera szyjkę i w ogóle, a Państwo jakoś nie kwapią się, żeby kupić nową. Skandal.

Żeby powetować ten dyskomfort, na miejscu natychmiast się wyłożyłem na skórzanej kanapie, memłając w pysku granatową poduszkę (tak samo natychmiast wybuchła afera). Przeniosłem się więc na chwilę na fotel, niech będzie. Ale potem, jak to ja potrafię, uśpiłem czujność, a raczej wlazłem z powrotem na kanapę, usadowiłem się koło Andrzejka i słodko zamknąłem oczka - i jak zwykle nikt nie miał serca mnie budzić i zwalać z sofy :-)


Tak na marginesie zdecydowanie bardziej wolę sofę sztruksową u siebie w domu, tyłek się tak po niej nie ślizga jak po tej skórze.

Udało mi się też odwiedzić Dorotkę, wyjeść jej małe co nieco z kompostownika (trochę potem brzuszek mnie bolał, czego wyraźne ślady roznosiły się w powietrzu, powodując nieustanne wietrzenie) oraz oklektać łapami beżową sofę. (Te sofy to jakiś motyw przewodni mój ostatnio.) (Znowu afera.) No ale tak to już ze mną jest - mnie się kocha w całości z wszelkimi jakże licznymi przymiotami.

Oraz moim dekalogiem - co Pańcio już był uprzejmy kiedyś zaznaczyć - zwanym też Prawem Bulteriera:

PRAWO BULTERIERA

1. Jeśli coś lubię - to jest MOJE

2. Jeśli coś mam w pysku - to jest MOJE

3. Jeśli mogę coś zabrać - to jest MOJE

4. Jeśli miałem to przed chwilą - to jest MOJE

5. Jeśli coś jest MOJE, to w żadnym wypadku nie może być TWOJE

6. Jeśli coś upuszczę z pyska - to jest MOJE

7. Jeśli coś wygląda jak moje - to jest MOJE

8. Jeśli coś zobaczyłem pierwszy - to jest MOJE

9. Jeśli czymś się bawiłeś, i to wypadło Ci z rąk - to automatycznie staje się MOJE

10. Jeśli coś jest złamane lub zepsute - to jest TWOJE

Podpisuję się pod tym czterema łapami.

Pańcia zdaje się nie rozumieć prawa szóstego i uparcie wyjmuje mi z pyska wszystko, co jak wynika z powyższego jest li i jedynie MOJE.

Punkt dziewiąty też jakoś słabo w tym domu respektowany.

Co do punktu 10:

TWOJE wzgl. WASZE jest co następuje:

- sofa
- kapcie 4 pary
- aparat fotograficzny
- dywanik z krówką
- kocyk w jelonki
- kocyk zielony z ikei
- zasilacz do komputera
- czapki Pańcia sztuk 4 i jedna Pańci
- klapki Pańcia
- klapki Pańci
- torby ekologiczne na zakupy szt. ok. 4
- Kuchnia azjatycka
- bardzo dużo egzemplarzy wyborczej
- 1 egzemplarz Zwierciadła
- segregatory Pańci sztuk 3
- ogółem wszystko, co było na półkach dwóch pierwszych od dołu w salonie
- staniki dwa (kocham staniki!!!!!)
- rękaw bluzy Pańcia - bo cała bluza jeszcze jest MOJA
- noga od krzesła
- torba do laptopa
- reflektor wbudowany w podłogę
- miska do prania
- mop
- zmiotka
- ładowarki do telefonu bez końcówek też sztuk cztery
- 9 cyprysików z ogródka
- 1 magnolia
- 1 borówka amerykańska
- drzewko szczęścia (bo JA jestem największym Waszym szczęściem, nie drzewko)
- i wiele innych pomniejszych przedmiotów

Tak więc - jak widać - jestem PRAWDZIWYM BULTERIEREM!

Na miłe zakończenie niedzielnego popołudnia jeszcze jedno zdjęcie:


Jeszcze jedna uwaga: dziś urodziny Pańcia - z tego miejsca z całego serca życzę mu wiele wytrwałości na najbliższe lata.

sobota, 5 listopada 2011

To nie pies, to bullterier

Tak mawia Ciocia Kamilka, nie do końca rozumiem dlaczego, ale śmieszne.

Nadeszły lepsze czasy! Ponieważ psi placyk pod domem zamienił się w plac budowy i nie ma gdzie hasać, na smyczy chodzić nudno, a luzem się nie da, bo podobno nie wszyscy rozumieją, że ich kocham, a jak kocham, to liżę (i czasem skaczę) i zbaczają na mój widok z obranej wcześniej trasy (jeden pan nawet kiedyś zawrócił, a inny spytał, gdzie idę, i poszedł w przeciwną stronę :o), to na hasanie jestem teraz wożony dwa razy dziennie na łączkę :-) Najs! Wożę sobie więc tyłeczek w ciepełku, wyglądając przy tym nieco diabolicznie (pozdrawiam Nergala):

Na łączce sobie hasam bez smyczy jak ten, nie przymierzając, Koń Rafał (dla niewtajemniczonych - Koń Rafał jest bardzo bliski memu sercu i mej mentalności, pozdrawiam rodzinę Kareckich), uprawiam skoki:

biegam na oślep po krzokach, czasem wejdę do rzeczki, czasem złapię zawiechę, przyglądam się wędkarzom, jak się uda, pogrzebię w śmieciach, mam kontrolowaną godzinę świni, generalnie - żyć nie umierać!

Rzeczone krzoki i ja (wytęż wzrok):

W związku z hasaniem wyluzowałem nieco, i proszę, Państwo od razu jacyś tacy zrelaksowani bardziej, Pańcia nie zaciska nerwowo zębów, wchodząc do mieszkania, a od czasu do czasu wpadnie nawet jakiś smakołyk. Sytuacja typu win-win, krótko mówiąc. Rozważę utrzymanie statusu quo, całkiem się opłaca. Chyba że będzie mocno nudno, to się zobaaaaaczy. Tak a propos - ostatni tydzień bardzo dobry bilans miał, tylko kapciuszek jeden nowy (ale drugi zostawiłem nienaruszony!!) i jedna ładowarka do telefonu (po pierwsze, tylko końcówkę odgryzłem, po drugie, leżałem wtedy koło Pańci, było patrzeć, co biorę w paszczękę, noo, z drugiej strony po cichu sobie chrupałem, mogła nie słyszeć, aaaa, no nie wiedziałem nawet, że to już czwarta, nie liczyłem, szczerze mówiąc, te kable nadzwyczaj podobne do siebie wszystkie).

Na spacerach Pańcio zdradza od czasu do czasu ambicje wychowawczo-terapeutyczne. Wychodzi mu różnie, znaczy mi też, tutaj siad jakoś nie en face na przykład wykonałem:

NIE MA SIĘ Z CZEGO ŚMIAĆ, każdemu może się pomylić! (Okej, chwilę mi zeszło, zanim skumałem, że coś nie tak. Nawet taką trochę dłuższą chwilę może.)

Tutaj trochę w złą stronę wystartowałem i z kadru wyskoczyłem:

Ale za to aportowanie!?! Aportowanie mam opanowane na całej linii. Na drugie mam Aportuj. Znaczy na trzecie, bo na drugie Masz.
Aportuję w pełnej krasie:

(Tak na marginesie - przemądrzały sprzedawca w sklepie zoologicznym był zdania, że tej za przeproszeniem zabaweczce nie dam rady, bo BARDZO MOCNO zszyta i TWARDY materiał. Trzy razy powtórzył. BARDZO MOCNO to z niej się włóczka wysypała bezpośrednio po otwarciu, a TWARDA to jest moja głowa a nie ten materiał. Kto się z nią zderzył, np. kolanem, ten wie. Niemniej koncepcja zabaweczki, a i owszem, godna pochwały, lubię takie.)

Nasze codzienne spacery wyciszyły więc ostatnio wszelkie negatywne emocje. Czerpiemy przy tym z nauk wschodu, ja na koniec spaceru zwykłem sobie na przykład przez dłuższą chwilę lewitować:

To bardzo koi, pozwala wyciszyć umysł, usunąć natrętne myśli, taki ni mniej ni więcej kwiat lotosu potem jestem. (Przez chwilę. Krótką raczej dosyć. Potem znowu jestem kwiat, ale taki bardziej rosiczki względnie muchołówki. Lub też młodzieży. Psiej ale. W sumie może coś jednak jest na rzeczy z tym tytułem.)