Taki jestem.

Taki jestem.
Lubię spanie i godzinę świni (dziś już miałem).

sobota, 24 grudnia 2011

niedziela, 18 grudnia 2011

Świąteczne porządki

Przez kilka dni nie mogłem rozgryźć zagadki - wcześniej w trakcie godziny świni, wykonując dzikim pędem rundki po mieszkaniu, zgrabnie się odbijałem od oparcia sofy i grzałem z powrotem do przedpokoju, tam waliłem główką z rozpędu w drzwi i zawracałem znowu do salonu. Teraz od niczego się nie odbijam, bo jakoś mam dużo miejsca na środku pokoju na nawrotkę. W końcu skumałem, że przemeblowanie było. Poprzednio było trochę lepiej, łatwiej było mi się do kaloryfera przytulić. No ale okej, niech będzie. Póki co nie mam siły na przestawianie kanapy na jej stare miejsce, ale kto wie, jak będę miał wolniejsze popołudnie, to zobaczę, co się da zrobić.

Zostałem wczoraj sam w jak nigdy posprzątanym, błyszczącym domu. Nieswojo się czułem bez swojskiego rozgardiaszu. Trochę pokombinowałem i się okazało, że z ustawionej w nowym miejscu sofy jest bardzo dobry dostęp do stołu. A na stole? Kochani Państwo!! Chyba mi chcieli wynagrodzić brak koninki przez ostatnie dwa dni - czternaście lukrowanych muffinów!!!!!!! Temu czternastemu ledwie dałem radę. Brzuszek mi się potem niepewny zrobił, więc musiałem wziąć coś na trawienie - a że nalewka w lodówce, a lodówki też jeszcze nie potrafię otwierać, to postanowiłem tradycyjnym sposobem - celulozą. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Wyjątkowo smakowita ta celuloza była w dniu wczorajszym, cała w mikołajki i choinki. Podobno prezenty w tym roku w związku z tym niezapakowane będą. Podobno to jest dramat jakiś.

Zachodzę w głowę, dlaczego Pańci nic z tej przedświątecznej atmosfery miłości do bliźniego się nie udzieliło - od dobrych kilku kwadransów muszę oglądać świat przez kraty. Oraz wysłuchiwać lżenia, że jestem skunksem i mendą. Podobno rzadko się zdarza, żeby w domu był aż taki porządek, a tu teraz lukier wbity w podłogę. Wyśmiała mnie też, jak próbowałem ugryźć tę olukrzoną podłogę. Nie będę głośno mówić, co o tym myślę, bo w skrytości ducha jednak liczę na jakiś skromny, choćby niezapakowany prezent.

Kilka obrazków z mego życia:

Tutaj jem kostkę, zawsze jestem CZUJNY, nawet jedząc kostkę, więc jestem gotowy do skoku w każdej chwili:

A tutaj moja piękna, krokodyla paszczęka, która wzbudza taki popłoch w Żurawińcu. A tak sobie słodko patrzę! Jakiś czas temu napotkany pan zabrał w popłochu swoje dzieci na drugą stronę ścieżki, nerwowo i BARDZO GŁOŚNO im wyjaśniając, że takie pieski zjadają dzieci. Popatrzyłem na niego z politowaniem, odwróciłem się tyłkiem i majestatycznie się oddaliłem.

wtorek, 13 grudnia 2011

Śmierć kliniczna

Prawie zadusiłem Pańcię.

Najpierw położył się Pańcio - wyjątkowo dziś od rana nerwowy, aż go złapał katar i poszedł spać. Potem Pańcia. Ja więc swoim sposobem odczekałem, aż zaczną w miarę miarowo oddychać, i delikatnie, łapka za łapką, podciągnąłem dupkę i władowałem się na łóżko. Dupka wprawdzie ostatnio jakaś ociężała, a wczoraj wręcz od gości usłyszałem "a co on taki tłusty się zrobił"!!! Skandal i przede wszystkim brak kindersztuby. Po prostu Pańcio wie, że suchego nie tykam, jak się oliwką nie okrasi, a nade wszystko kocham koninę. Dostaję więc dwa razy dziennie słuszną porcyjkę. A że poza tym też żyję w dobrostanie, to mi się sadełko wzorcowo zawiązuje. Poza tym odsyłam do charakterystyki rasy, tam często piszą, że jestem wałkiem.

Wracając do drzemki - czasem mi pozwalają spać w nogach, ale ja cele sobie stawiam ambitne i nogi mnie nie satysfakcjonują. Śmielej już więc przestąpiłem do dalszego dzieła i utorowałem sobie drogę między cielskami, ustawiłem się dokładnie pośrodku i ułożyłem. Trochę się musiałem porozpychać, żeby mieć wystarczający komfort - bez komfortu drzemka jest stracona. Użyłem więc twardego noska, Pańcia zasunąłem w plecki, Pańcię pod żebro i bez zbędnych dyskusji się podsunęli. Potem wystarczyło się tylko podciągnąć w górę, żebyśmy wszyscy główki mieli na jednej wysokości.

Trochę mi jednak bark ścierpł, więc zmuszony byłem zmienić pozycję. Wdrapałem się żwawo na Pańcię, a że leżała akurat na plecach, to umościłem się na środku piersi. No i Pańcia dostała spazmów! A właściwie bardziej jakoś tak się zakrztusiła. Zdzieliła mnie pod żebra, ale potem jakoś osłabła i tylko kaszlała. Pańcio musiał mnie usunąć, bardzo gwałtowny jakiś był i nerwowo się zrobiło.

Skąd miałem wiedzieć, że aż tyle mi się przytyło??! Nie chciałem uśmiercić żywicielki :(

PS. Jak byłem mały, zaraz po przyjeździe, to nie bardzo wiedziałem, na czym polega zabawa z patykiem. Większość czasu spędzałem więc, gapiąc się na niego jak tzw. ciele na malowane wrota.

piątek, 9 grudnia 2011

Prawda jest okrutna

Dzisiejszego jakże miłego wieczoru zdradzę moją największą tajemnicę - moją największą bronią jest zapach, jaki potrafię wydzielać. Sorrrryyy, zapach to zbyt elegancko powiedziane. W charakterystyce rasy jest zapisane, że miewam problemy z brzuszkiem? Jest. Miewam? Miewam. Więc niby nie ma co histeryzować, a tymczasem Pańcia delikatna nad wyraz widocznie, bo od kiedy przyszła, ciągle marznę, bo ciągle wietrzenie. A przecież takie cienkie futerko mam!! A zima jest!!! Halo!

Poza tym moja niedyspozycja może wynikać z tego, że Pańcio mi wczoraj zapodał, zamiast przemielonego konika jak zwykle, chrupki z sosem pieczeniowym. Wprawdzie specjalnie dla mnie ten sos przyrządził, ale jak się jest pieskiem za przeproszeniem francuskim, mimo że nos mało paryski mam, to nawet taki niewinny sosik może mi źle zrobić. Oprócz tego, że właściwie MI to aż tak źle nie zrobiło. Pańci ewidentnie bardziej. Dramatyzuje według mnie. Jak weszła do mieszkania, to obejrzała dokładnie wszystkie kąty - zupełnie jakbym pół roku miał i robił z kątów toaletę. A to po prostu mój brzunio, od wczoraj energicznie pracuje, a jak pracuje, to wiadomo co.

Im bardziej śmierdzę, tym bardziej mi się wydłuża nos:


PS. Przepraszam wszystkich wrażliwych, ten post z głębokiej potrzeby serca wypłynął...
Pańcia się zamknęła w łazience i odmawia ze mną jakiegokolwiek kontaktu. Idę podnieść larum. Ciekawe kto kogo przetrzyma. Mówcie mi Cyklon B.

niedziela, 4 grudnia 2011

Kulfon według Carrolla

Moja rodzina została w bardzo trafny sposób opisany w "Krainie Chichów". W taki oto sposób:

Był tam też [...] nieskazitelnie biały pies o urodzie młodego prosięcia.
- A to Kulfon. Bulterier, jeżeli nie znacie tej rasy. [...]
Był wyjątkowo szpetny, krępy, ciasno obciągnięty skórą - jak wypchany serdelek, gotów w każdej chwili pęknąć. Oczy tkwiły po bokach głowy, jak u jaszczurki. [...] Kulfon wstał, przeciągnął się, a wtedy skóra na jego ciele naprężyła się wprost niebezpiecznie. Zbliżył się do nas na sztywnych nogach i natychmiast legł z powrotem, jakby wysiłek paru kroków skrajnie go wyczerpał.

Niezupełnie jest tak, że zamierzam zaraz pęknąć. Porównania z serdelkiem nie lubię, aczkolwiek czasem się z nim spotykam. Jaszczurki nawet nie komentuję. Natomiast wysiłek kilku kroków to wcale nie taki mały wysiłek, zwłaszcza jak się jest ciągle niedospanym. Ja nie śpię, ja CZUWAM! A ciasne obciągnięcie skórą jest bardzo praktyczne, przynajmniej się o nic nie zaczepiam.

Pysk psa pozostawał bez wyrazu, chociaż oczy bacznie śledziły wszystko. Małe brunatne węgielki oczu, osadzone głęboko w facjacie śnieżnego bałwana.

Śledzę bacznie wszystko, a i owszem, najbaczniej to, czy ktoś przypadkiem nie zamierza cichaczem wyjść z domu, zostawiając mnie samego. A potem zdziwienie, że biedny piesek z traumy sofę nadgryzł - biedny piesek musi stale przebywać w towarzystwie. Nie przebywa, to odreagowuje.

Wstał, wdrapał mi się do połowy na kolana i znów padł, jak mięsisty worek.

W połowie kolana jest najlepsza pozycja do bycia drapanym.

[...] bulteriery mają pysk absolutnie pozbawiony wyrazu, więc nigdy nie wiadomo, co sobie myślą. [...] Popatrzyłem na Kulfona, a on na mnie. Pełna pogarda. Czubek nosa jak suszona śliwka sterczał zza jednej z czterech łap.

Grunt to nie zdradzać, co się tak naprawdę myśli. Pokerowa mina to moja mocna strona. Zwłaszcza jak słyszę na spacerze jakiś niewybredny komentarz pod moim adresem. Albo jak się czegoś przestraszę - siadam sobie wtedy i patrzę. Patrzę patrzę patrzę patrzę patrzę patrzę patrzę patrzę patrzę patrzę patrzę. Aż mi strach odejdzie albo aż odejdzie obiekt, którego się boję. Zwykle to drugie. Cierpliwość cnotą bulteriera, napominałem już o tym.

Kulfon chodził za mną krok w krok, ale pomału przyzwyczajałem się i do tego.

Wspominałem, że lubię towarzystwo?

[...] co będzie z książką, to będzie, ale zaraz po powrocie [...] kupię sobie takiego psa nie z tej ziemi.

Ja nie jestem pies, ja jestem bulterier. Z innej ziemi.

Położyłem rękę na jego łbie. Bulteriery mają łby z kamienia, udają tylko, że to skóra i kości.

Jak to słusznie kiedyś Pańcio powiedział - przy mnie powiedzenie "głową muru nie przebijesz" traci sens. Wystarczająco długo powalisz, to przebijesz. Chyba że ci się wcześniej zechce spać, to nie przebijesz. Ale za to zaśniesz. I się wyśpisz.

Jedynym ciałem widocznym na łóżku była nieziemsko biała, dobrze znajoma klucha, odwrócona grzbietem do mnie - Kulfon. [...] Łapy wyprężył sztywno przed sobą. Kilka razy zadrżał na całym ciele i kłapnął szczęką. Pomyślałem, że pewnie znów śnią mu się jakieś psie koszmary. Wtedy przemówił:
- Sierść. Właśnie. Oddychać przez sierść.

Oddychanie przez sierść - rzecz niedoceniana, doskonale wpływa na dobrostan bulterierów.

Dla dopełnienia charakterystyki kilka słów o mnie ode mnie:

Lubię:
- wczołgiwać się pod łóżko i tam leżeć na pleckach przez pół nocy
- zjadać patyki
- przytulać się do kaloryfera
- jeść koninę
- mieć stały kontakt z człowiekiem - poparty stałym dotykiem

To zdecydowanie na lubię, bo i na miękkim, i w otoczeniu bliskiej memu sercu (i żołądkowi) celulozy:

Nie lubię:
- tendencyjnej komendy "złaź"
- tendencyjnej komendy "złaź", kiedy sobie w najlepsze drzemię w sypialni na poduszce
- spać na twardym

Jeszcze nie wiem:
- czy leżenie w klatce jest bardziej na lubię (bo leżę na miękkim) czy bardziej na nie lubię (bo nie mam stałego kontaktu z człowiekiem)


PS. A tak wyglądałem tuż po zakupie - na dowód tego, że teraz jestem okazem szczęścia. Wtedy byłem przykurczem z klapniętym uchem o wyglądzie wypłosza. Nie potrafiłem też nikomu spojrzeć w oczy. Teraz natomiast patrzę PROSTO I TYLKO w oczy. To się nazywa ewolucja.