Taki jestem.

Taki jestem.
Lubię spanie i godzinę świni (dziś już miałem).

sobota, 24 września 2011

Rozkoszny tydzień


Nie ma nic lepszego w życiu bulika niż tydzień spędzony w 100% w towarzystwie kogoś, kogo się lubi. Przyjechała ciocia Kamilka!!!! I prawie nie wychodziła z domu :) Ach, jakże było cudownie. Wykorzystałem jej słabość do mnie, jak tylko się dało, polegiwałem na niej, obok niej, przy niej, nie odstępowałem na krok, skakałem sobie na nią dziarsko do upadłego (względnie do bolącego), dziurkę nawet w rajstopce zrobiłem, od czasu do czasu delikatnie ząbkami dla zabawy podszczypałem. Co rano wyczekiwałem, aż się obudzi, hipnotyzując ją z bliska wąskimi oczętami. Albo też razem leżakowaliśmy, ja pod paszką, tak jak najbardziej lubię, delikatnie od czasu do czasu pochrapując. Nic mnie tak nie uspokaja jak drzemka na sofie w bezpośrednim kontakcie z człowiekiem.

Czasem się denerwowała i jakoś tak nerwowo reagowała, ale od czego się ma ten owczy owal twarzy, radośnie rozmachany ogonek i fikuśnie zmarszczone czółko – bałwan by się z rozczulenia rozpuścił, a co dopiero taka wrażliwa istota. Ależ ja to jestem wspaniały.

Gaworzyliśmy sobie też całymi dniami:

- No właśnie wpuść takiego bula na chwilę na kanapę i nie masz potem już gdzie się położyć!

- Przepraszam, ale zajmuję bardzo mało miejsca, nawet w stanie rozciągniętym, nie ma potrzeby więc dramatyzować.


- Może teraz ja na ciebie się tak położę i będę fuczeć? Chcesz tak?

- Poproszę, tylko nie w uszko fuczeć, bo wrażliwe mam. I nie w nosek.

- Co ty tak niewinnie wyglądasz psie kiełbasiany?

- Gdyż jestem niewinny przecież.

- Smutnym jesteś pieskiem? Bo masz smutną minę. Chociaż ogólnie wesołe robisz dowcipy.

- Też byś była smutna, jakbyś musiała leżeć na gołych panelach.

- Piesku koński, chodź do mnie, poprzytulamy się, chooodź, doooobry konik, doooobry piesek, serdeleczek, nie wolno gryźć!

- Nie rozumiem, mieliśmy się poprzytulać. A piesek dobry, owszem.

- Heloł bulterier, lubisz pomarańczki?

- Wiadomo, lubię pomarańczki, ciecierzycę, ogórki i sałatę. Ale najbardziej to – tak na przyszłość – jabłuszka lubię. Oraz papier toaletowy.

- Czego ty mnie szturchasz tym wielkim łebkiem?

- Noskiem szturcham, noskiem. I nie wielkim, normalnym noskiem. A szturcham, bo nudno mi jest oraz zjadłbym jabłuszko.

- Mam całe ręce posiniaczone od zwierzątka!!!

- Było się nie opierać, jak na kolankach się mościłem.

- Won, precz, wcale cię nie lubię, udawałam.

- Ale za to ja ciebie lubię! Bardzo bardzo lubię!! Kocham!!! (Kiedy przyjedziesz znowu?)

Tak to nam sielsko dni mijały, było naprawdę uroczo. Co prawda mam parę zastrzeżeń na przyszłość – otóż nie życzę sobie nazywania mnie:

- psem-kiełbasą

- pieskiem-łajdaczkiem

- serdelkiem

- mlaskiem

- tukanem (heloooołłłł?!!?)

Ale wszystko, co dobre, szybko się kończy – i zostałem znowu sam…

Z tej traumy otworzyłem sobie składzik i powyjmowałem co bardziej atrakcyjne przedmioty. Balerinkę na przykład dawno już upatrzoną napocząłem. Ale tylko jedną, więc tragedii być nie powinno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz